Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zaniepokoił się praktykami stosowanymi przez banki do oceny zdolności kredytowej. Zdaniem urzędu systemowo zniechęcają one klientów do porównywania ofert.
Ocena zdolności kredytowej nie opiera się tylko na historii kredytowej i aktualnym zadłużeniu. Istotny wpływ na decyzję ma także liczba zapytań kredytowych, które konsument składa w różnych bankach.
Co to jest scoring kredytowy?
Zdaniem Tomasz Chróstnego, prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, problemem jest też brak przejrzystości w zakresie tego, jak długo zapytania kredytowe wpływają na scoring kredytowy. Konsumenci, którzy składają zapytania w różnych bankach, nie mają rzetelnej informacji na temat tego, po jakim czasie wcześniejsze zapytania przestają być uwzględniane w ocenie ich punktowej.
Scoring kredytowy to narzędzie, które szacuje jak duże jest prawdopodobieństwo spłaty zobowiązania w kolejnych 12 miesiącach. Im wyższa otrzymana punktacja, tym większe szanse na otrzymanie kredytu od banku.
Ukarani za dociekliwość
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wskazał, że mechanizm stosowany przez banki do oceny zdolności kredytowej może być uznany za antykonkurencyjny. Zniechęca lub wręcz karze świadomych konsumentów, którzy aktywnie poszukują najlepszych ofert kredytowych, składając zapytania w kilku bankach. Model oceny bazujący na liczbie zapytań kredytowych, dyskryminuje klientów, którzy chcą porównać oferty różnych instytucji finansowych, by wybrać najbardziej opłacalną dla siebie opcję.
Dodatkowo mechanizm ten umożliwia bankom wymianę informacji o klientach, którzy składają zapytania w innych instytucjach. Może to prowadzić do sytuacji, w której konsumenci są „karani” za chęć świadomego wyboru, a przedsiębiorcy zyskują możliwość wymiany danych, co w efekcie obniża konkurencyjność rynku finansowego.
Czytaj też:
UOKiK widzi dwie piramidy. Ostrzega Polaków przed finansowym oszustwemCzytaj też:
Nieuczciwe umowy w sektorze OZE. Urząd reaguje stanowczoCzytaj też:
Polscy rolnicy ofiarami dużej zmowy cenowej. Musieli kupować drożej