Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK) miały pomóc Polakom w oszczędzaniu na dodatkową emeryturę, niezależnie od emerytury z ZUS. Spryciarze jednak nie czekają do 60. roku życia, tylko wybierają pieniądze znacznie wcześniej.
Winny jest mechanizm stworzonego systemu.
Wypłacają z zyskiem, bo mogą
PPK jest programem dobrowolnym i polega na tym, że pracownik, pracodawca oraz państwo zrzucają się na dodatkowe świadczenie emerytalne, które można wypłacać po osiągnięciu 60. roku życia. Standardowa opłata od pracownika wynosi 2 proc. pensji, od pracodawcy – 1,5 proc., a państwo na start wpłaca 250 zł i dodatkowo raz w roku zasila konto uczestnika programu kwotą 240 zł. Sprytni Polacy wypłacają zgromadzoną sumę znacznie wcześniej przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Bo mogą. Pracownik w takiej sytuacji odzyska wszystkie swoje wpłaty i 70 proc. tego, co wpłacił pracodawca (pozostałe 30 proc. zostanie zapisane na jego koncie w ZUS). Przepadną dopłaty od państwa, od zysków, jakie udało potrącony zostanie 19 proc. podatek, ale i tak ta transakcja się opłaca. Dokładne zyski w zależności od wysokości pensji wyliczył dziennik Fakt. Osoba zarabiająca 4 tys. 300 zł (minimalne wynagrodzenie) przez rok wpłaciła do programu 1 tys. 32 zł. Dzięki dopłatom pracodawcy i państwa w sumie mogła zgromadzić 1 tys. 806 zł – wyliczył Fakt. Jeśli zdecydowała się wypłacić pieniądze na rękę, mogła dostać 1 tys. 573 zł i 80 gr (wyliczenia nie uwzględniają ewentualnych zysków i konieczności opłaty podatku od zysków).
150 mln zł miesięcznie znika z PPK
Komisja Nadzoru Finansowego podała, że tylko w II kwartale br. Polacy wypłacili z PPK 500 mln zł (czyli ok. 150 mln zł miesięcznie). Dla porównania w 2022 r. wypłacano miesięcznie tylko 40-50 mln zł. Pracownicze Plany Kapitałowe zaczęły działać w 2019 roku. Obecnie w systemie oszczędza 3,58 mln osób – wynika z danych PPK za II kwartał tego roku.