Protesty i zgromadzenia, które urzędnicy miasta Warszawa bezrefleksyjnie i seryjnie rejestrują, są udręką dla mieszkańców ulicy Wiejskiej, Matejki, Alei Ujazdowskich, czyli ścisłego centrum miasta.
To nie tylko zupełna dezorganizacja ruchu, ale także narażenie na utratę zdrowia. Uczestnicy protestów są agresywni, blokują przejście chodnikiem, jezdnię, wstrzymują ruch autobusów i tramwajów. Przedstawiciele Urzędu Miasta rzadko pojawiają się na zatwierdzonych przez siebie demonstracjach lub wcale i nie słuchają godzinami wyzwisk oraz nagranego nieustającego krzyku niemowlęcia, osób dorosłych, wykrzykiwania haseł, wycia wuwuzeli czy walenia w bęben.
Policja stoi z założonymi rękami i tłumaczy, że nic nie może, bo jest zablokowana przepisami ustawy o zgromadzeniach publicznych. Podobnie tłumaczą się urzędnicy. A organizatorzy różnych protestów przy okazji bezumownie zasiedlają okolicę.
Sobota, 10 maja 2025 roku
Zaczyna się od samego rana. Na Wiejskiej 9, dokładnie pod drzwiami byłego sklepu z alkoholem, pojawia się grupa ludzi z transparentami, wuwuzelami oraz... szczelnymi słuchawkami na uszach. Rozpoczyna się nieustanny jazgot, przed którym mieszkaniec tej okolicy nie obroni się przez następnych kilka godzin. Protest jest zgłoszony od 8:00 do 20:00.
Jak bardzo jest to szkodliwe działanie świadczą właśnie słuchawki na uszach obrońców życia poczętego. Bez nich nie daliby rady nawet przez 5 minut wytrzymać hałasu, który sami produkują i bardzo dobrze o tym wiedzą. Nieustannym gwizdom z wuwuzeli towarzyszy jeszcze nieustanne bicie w bęben. Kobieta, która to robi, także ma słuchawki na uszach, jak wszyscy inni uczestnicy zgromadzenia.
Co wywołuje taką wściekłość? W pomieszczeniu po sklepie z alkoholem otworzyła się pierwsza w Polsce przychodnia aborcyjna AboTak, w której można uzyskać kompleksowe informacje o bezpiecznych sposobach przerywania ciąży, zrobić darmowy test ciążowy i otrzymać wsparcie przy legalnej aborcji metodą farmakologiczną.
Niemal równolegle do Wiejskiej około 12:00 policja blokuje przejazd Alejami Ujazdowskimi. Nie jeżdżą autobusy, nie można przejechać autem, bo ochotę na marsz zgłosiły osoby źle nastawione do imigrantów. Jest ich mnóstwo. W powietrzu słychać wyzwiska, groźby i oczywiście wuwuzele.
Żeby wydostać się z piekła, czyli po prostu z centrum miasta, mieszkańcy Wiejskiej, Alei Ujazdowskich, Matejki czy okolic Placu Trzech Krzyży mają jeszcze w odwodzie ulicę Marszałkowską. Niestety, w sobotę 10 maja nie jeżdżą ani tramwaje, ani autobusy, ponieważ to trasa przemarszu pracowników ochrony zdrowia – Czarny Marsz Milczenia Medyków. Nie wiadomo kiedy ruch wróci – informacji brak.
Chcesz tanio zamieszkać w centrum Warszawy? Oto przepis
Ludzie idący w marszu przeciwko imigrantom w Alejach Ujazdowskich mijają ustawiony naprzeciwko Ambasady Amerykańskiej namiot. Od miesięcy trwają tam spotkania, kwitnie życie towarzyskie. Są śpiewy przy gitarze i nagłośnieniu, posiadówki przy herbacie, kawie i czajniku elektrycznym. Są kolacje przy świeczkach. Dania przynosi kelner z gruzińskiej restauracji tuż obok. Żyć nie umierać.
Obok namiotu od miesięcy leżą charakterystyczne czarne worki. I mnóstwo banerów.
Wcześniej na zewnątrz, teraz w środku są stoły, krzesła, kanapa. Jest także śmietnik. Tylko chodnika dla pieszych w drodze do Parku Ujazdowskiego nieco brakuje. Została ścieżka rowerowa, na którą bezustannie wychodzą grupowo piesi.
Bezradne miasto obstawia się paragrafami
W imieniu Warszawy wypowiada się rzeczniczka Urzędu Miasta Monika Beuth. I zawsze w ten sam sposób: „Protesty i pikiety to zgromadzenia publiczne. (...) Miasto nie wydaje zgód. Przeprowadzenie zgromadzenia wymaga jedynie uprzedniego zawiadomienia. Organ gminy nie wydaje zezwolenia/zgody na przeprowadzenie zgromadzenia, nie jest też uprawniony do ingerowania w jego przebieg, także w zakresie wyboru miejsca i czasu jego przeprowadzania, poruszanego tematu lub ewentualnej trasy przemarszu”.
Według rzeczniczki, nie istnieją podstawy prawne pozwalające na wprowadzenie jakichkolwiek ograniczeń dotyczących poziomu emitowanego dźwięku na zgromadzeniach. „Wielokrotnie to wyjaśnialiśmy, ponieważ jest to problem dla mieszkańców przy wielu okazjach i wydarzeniach organizowanych w stolicy” – zapewnia rzeczniczka.
Według niej przepisy ustawy Prawo ochrony środowiska nie dają legitymacji do określania dopuszczalnego poziomu hałasu przenikającego do środowiska „w trakcie trwania zdefiniowanych poniżej wydarzeń odbywających się w przestrzeni publicznej”.
– Co prawda art. 156 ust. 1 ww. ustawy zabrania używania instalacji lub urządzeń nagłośnieniowych na publicznie dostępnych terenach miast, terenach zabudowanych oraz na terenach przeznaczonych na cele rekreacyjno-wypoczynkowe, jednak już art. 156 ust. 2 mówi o tym, iż przepisów tych nie stosuje się do okazjonalnych uroczystości oraz uroczystości i imprez związanych z kultem religijnym, imprez sportowych, handlowych, rozrywkowych i legalnych zgromadzeń – dodaje Monika Beuth. Jej wypowiedź kończy charakterystyczne zdanie: „Za porządek publiczny oraz zabezpieczenie zgromadzeń odpowiada policja”.
Dziwne losy Miasteczka Wolności
Problem w tym, że miasto jest bezradne wtedy kiedy chce. Kiedy nie chce, potrafi działać. Przekonał się o tym Zbigniew Bajkowski, który u zbiegu ulicy Matejki i Wiejskiej założył Miasteczko Wolności. Zaczęło się 9 marca 2016 roku od protestu pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów (KPRM). – Realizowaliśmy to na wariata. Zrobiliśmy zrzutkę na namiot i tyle. Nawet nie wiedzieliśmy, że publiczne zgromadzenie trzeba zgłosić. Dowiedzieliśmy się 10 marca, pod skrzydła wzięła nas wtedy także protestująca partia Razem i od 13 marca mogliśmy już działać legalnie. Od tamtej pory zgłaszaliśmy publiczne zgromadzenie co trzy dni – opowiada Zbigniew Bajkowski. I tak przez 8 lat.
Zbigniew Bajkowski jest świadom, że samo zgłoszenie zgromadzenia publicznego nie daje prawa do stawiania czegokolwiek. – Pod KPRM przychodzili urzędnicy z miasta, mierzyli namiot i wystawiali mandaty za bezumowne korzystanie z terenu. Nazbierało się 20 tys. zł, które komornik ściągnął z konta. Za 40 m2 wystawiali karę na 400 zł – wspomina Zbigniew Bajkowski dodając jednocześnie, że kiedy Miasteczko Wolności po 9 miesiącach przeniosło się pod Sejm, czyli u zbiegu ulic Matejki i Wiejskiej, już tego nie robili. – Przychodzili od czasu do czasu, mierzyli, ale rachunku nie wystawiali.
Ile kosztuje metr mieszkania w tej okolicy? Od 26 tysięcy do ponad 30 tys. zł za m2. Ile kosztuje kara za namiot? Promil tej sumy.
Aż pod koniec 2024 roku wybory z PiS wygrała Koalicja Obywatelska. – Miasto próbowało zlikwidować miasteczko a to pod pozorem rewitalizacji, a to za zajęcie terenu bez zgody miasta. W końcu po prostu przestali rejestrować moje zgromadzenia publiczne. Przyjechała Straż Miejska i usłyszałem, że namiot jest ich zdaniem do celów mieszkaniowych, więc przed obchodami rocznicy Powstania Warszawskiego w 2025 roku mam się zwinąć – opowiada Zbigniew Bajkowski. Tak jakby przez ostatnie 8 lat obchodów nie było.
Zbigniew Bajkowski nie walczył z funkcjonariuszami o swoje miasteczko. – Grzecznie poprosili, ja się grzecznie zgodziłem – wspomina lipiec 2025 roku Bajkowski. Stowarzyszenie Miasteczko Wolności ma lokal na Wiejskiej, dlatego uważa, że miasto i policja powinna zważyć, czy to co robią protestujący bardziej pomaga czy szkodzi. Jego zdaniem protest nie może łamać prawa.
– To jest sprawa policji, która twierdzi, że ich to nie dotyczy, ale za PiS nie było problemu z wywlekaniem ludzi, biciem czy łamaniem rąk. Niewpuszczanie ludzi do kliniki, blokowanie chodnika, oblewanie wejścia kwasem masłowym, wuwuzele to wszystko są ataki na zdrowie i życie. To jest kwestia Tomasza Siemoniaka, który tak się nadaje na ministra spraw wewnętrznych, jak i na księdza – uważa Bajkowski.
Jego zdaniem policja robi to co nakazuje dowództwo, a dowództwo nakazuje teraz miłosierdzie. – A nie jest tak, że można robić wszystko – uważa aktywista Zbigniew Bajkowski.
Co na to wszystko prawo? Ulubiona odpowiedź prawników: To zależy
– Trudno jest jednoznacznie ocenić prawnie tę sytuację na ulicy Wiejskiej – zaczyna Karolina Gierdal, prawniczka i specjalistka od prawa zgromadzeń publicznych – Spotykamy się na gruncie, w którym ważone są wartości i w których nie dysponujemy jednoznacznymi kryteriami określającymi jakie działania, zachowania mogą powodować ograniczenie korzystania z wolności zgromadzeń.
Europejski Trybunał Praw Człowieka traktuje wolność zgromadzeń jako fundamentalne prawo w demokratycznym społeczeństwie. – Nie jest to prawo absolutne, ale wszelkie wyjątki pozwalające na ograniczenie go, muszą być interpretowane ściśle – precyzuje Karolina Gierdal. Granica tolerancji co do samej treści wyznaczana jest przez wypowiedzi nawołujące czy podżegające do przemocy.
– Inaczej wygląda sytuacja przy ograniczaniu wolności zgromadzeń nie ze względu na jej treść, lecz przebieg i metody, po które sięgają protestujący. Co do zasady zgromadzenia i demonstracje wiążą się z niedogodnościami czy uciążliwościami, są one naturalną konsekwencją korzystania z tej wolności i jako takie muszą być tolerowane. Jednak sama Europejska Konwencja o Ochronie Praw Człowieka przewiduje ograniczenie tej wolności ze względu na ochronę porządku czy praw i wolności innych osób – tłumaczy prawniczka i dodaje:
– Celowe organizowanie demonstracji w taki sposób, że będzie ona zakłócać codzienne życie i inne działania w stopniu wykraczającym poza to, co jest nieuniknione w związku z demonstracją, może uzasadniać sięgnięcie po środki restryktywne. Działania organów muszą być jednak proporcjonalne do celu, niezbędne do ich osiągnięcia i powinny być stosowane wyjątkowo, gdy wystąpi pilna potrzeba społeczna.
Konkretne rozwiązania dla miasta i policji
Nękane, zastraszane i ogłuszane aktywistki z przychodni AboTak oraz Strajku Kobiet przygotowały ściągawkę dla władz miasta i policji:
- art. 25 ust 1 i 3 prawa o zgromadzeniach: Organ gminy może rozwiązać zgromadzenie, jeśli jego przebieg zagraża, życiu, zdrowiu, mieniu lub narusza prawo.
- art. 51. Kodeksu wykroczeń: Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
- art. 90 Kodeksu wykroczeń: Kto tamuje lub utrudnia ruch na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, podlega karze grzywny do 500 złotych lub karze nagany.
- art. 193 Kodeksu karnego: Kto wdziera się do cudzego domu, mieszkania, lokalu, pomieszczenia albo ogrodzonego terenu albo wbrew żądaniu osoby uprawnionej miejsca takiego nie opuszcza, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
- art. 190a Kodeksu karnego: Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby dla niej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia, poniżenia lub udręczenia lub istotnie narusza jej prywatność, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
- art. 231 paragraf 1 Kodeksu karnego: Funkcjonariusz publiczny, który nie wykonuje swoich obowiązków zgodnie z prawem może podlegać karze pozbawienia wolności do lat 3.
Trzeba tylko chcieć.
W lutym 2025 roku okazało się, że prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski jest 250 dni na delegacji: – W kampanii wyborczej jestem w Warszawie jeden dzień w tygodniu, czasami dwa dni – opowiadał w mediach. I dodawał: – Przez cały czas zarządzam miastem, ponieważ dzisiaj przy użyciu nowych technologii można zarządzać miastem właściwie bezustannie i te problemy miasta rozwiązuję.
Przy Wiejskiej protesty obrońców życia są już zgłoszone i przez miasto zarejestrowane jako legalne:
- maj: 16, 17, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 26, 27, 28, 29, 30, 31
- czerwiec: 2, 3, 4, 5, 6, 7, 9, 10, 11
Czytaj też:
Byłam na tym szkoleniu. Co Trzaskowski robił w wojsku i ile to jest warte?