– Każdy liczy na to, że rząd i zarząd się opamiętają – mówił mediom Robert Czyż, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty. Na październikowym plenarnym posiedzeniu Rady Dialogu Społecznego Robert Czyż przedstawił wyniki referendum strajkowego: 96 proc. pracowników poczty jest „za”. W referendum wzięło udział 34 tys. sfrustrowanych pracowników Poczty Polskiej.
Niegospodarność i rozrzutność władz poczty
Związkowcy zarzucają poprzednim władzom poczty niegospodarność i zaniechania w egzekwowaniu należności od dłużników. Rok temu obliczyli je na 200 mln zł. Jako przykład niegospodarności podają historię najmu hali w Grodzisku Mazowieckim, gdzie spółka przeniosła obsługę przesyłek paletowych (gabarytowych), tylko po to, by po krótkim czasie wycofać się z umowy.
Na sortownię gabarytów wynajęto jednak inną halę, w miejscowości Ciemne koło Radzymina, co kosztowało pocztę ponad 364 mln zł. Za wcześniejsze rozwiązanie umowy na wynajem hali w Grodzisku, spółka zapłaciła łącznie 900 tys. zł: 364 tys. zł za rozwiązanie umowy i 550 tys. zł za przywrócenia hali do stanu pierwotnego.
Automaty, których nie ma i żądania płacowe
Kolejna nietrafiona decyzja to zdaniem związkowców umowa z siecią Biedronka na dzierżawę 460 miejsc na automaty pocztowe, za które trzeba płacić co miesiąc ok. 500 tys. zł. W 2023 roku ta decyzja kosztowała spółkę ok. 5 mln zł w sytuacji, w której poczta tylu maszyn nie ma. Biuro prasowe Poczty Polskiej informowało, że dane "nie znajdują potwierdzenia w dostępnych w spółce źródłach". Rządowa rekompensata za straty spółki to około 750 mln zł.
Związkowcy nie chcą zapowiedzianych masowych zwolnień, a podwyżek pensji o 1000 zł, ponieważ pracownicy Poczty Polskiej mają często pensje na poziomie płacy minimalnej. Chcą strajkować w grudniu, bo zarząd firmy nie chce z nimi rozmawiać. Jeden dzień strajku na poczcie to 30 mln zł straty.