Nie ma miesiąca, żeby ekonomiści i eksperci finansowi nie przypominali Polakom o konieczności indywidualnego oszczędzania z myślą o emeryturze przez 20 – 40 lat. Czy to jest wykonalne?
Wysokość emerytury zależy od wieku, w jakim kończy się działalność zawodową oraz od ilości i wysokości składek wpłaconych do ZUS. Nie ma końca przypominanie, że emerytura z ZUS będzie niska, więc każdy musi się zatroszczyć o siebie i wcześniej odłożyć pieniądze w PPK, PPE, IKE, IKZE czy OIPE, czyli w prywatnych funduszach emerytalnych. Co nam to gwarantuje?
Prof. dr hab. Leokadia Oręziak odpowiada na pytania o oszczędności emerytalne.
W poszukiwaniu sensu oszczędzania na emeryturę
Jowita Flankowska: Czy rzeczywiście ktokolwiek jest w stanie przez 20 czy 40 lat tak zarządzać pieniędzmi, żeby je ochronić przed inflacją i jeszcze pomnożyć?
prof. dr hab. Leokadia Oręziak: Jeśli pieniądze zostaną ulokowane w akcje czy obligacje, to nie jest to możliwe. Inwestowanych w ten sposób oszczędności emerytalnych nie da się ich ochronić przed inflacją w tak długim okresie czasu. Zarówno system emerytur oparty o inwestowanie składek emerytalnych na rynku finansowym, jak i publiczny system emerytalny (ZUS), są podatne na wstrząsy makroekonomiczne, demograficzne i polityczne. Prywatne emerytury są dodatkowo narażone na ryzyko związane z rynkiem finansowym. W odróżnieniu od składek w ZUS, emerytury z prywatnych funduszy nie podlegają jakiejkolwiek waloryzacji, chroniącej zgromadzone środki przed utratą siły nabywczej.
JF: Największą obawą młodych ludzi, którzy już oszczędzają z myślą o emeryturze, jest wartość tych oszczędności za 20 – 40 lat. Czy oszczędzanie w trzech filarach polskiego systemu emerytalnego gwarantuje godną emeryturę?
LO: Takiej gwarancji nie ma. Kolejne kryzysy finansowe i załamania giełdowe mogą nagle drastycznie zredukować wartość oszczędności zgromadzonych w prywatnych funduszach. Zmiany dokonujące się na rynku finansowym podważają sens tworzenia i utrzymywania systemów, w których emerytury opierają się na inwestycjach w akcje i obligacje.
Kryzysy finansowe z ostatnich dziesięcioleci pokazały jak wielkie mogą być spadki wartości tych aktywów. Liczne badania pokazują, że emerytalne systemy kapitałowe nie są w stanie zapewnić wyższego wzrostu emerytur niż ten, który jest możliwy z publicznego systemu PAYG (Pay-As-You-Go – osoby pracujące finansują świadczenia aktualnych emerytów), czyli powiązanego z realnym wzrostem PKB. Ponadto, uwzględniając wysokie koszty systemów kapitałowych, poziom pochodzących z nich emerytur może być ostatecznie niższy niż tych z ZUS.
Polski system emerytalny po prostu sprywatyzowano
JF: Czy warto było w 1999 roku prywatyzować emerytury?
LO: Prywatyzacji emerytur towarzyszyła dotychczas propaganda o konieczności gromadzenia prywatnych oszczędności emerytalnych, gdyż emerytury z ZUS będą w przyszłości bardzo niskie. Trzeba podkreślić, że publiczny system emerytalny dający te niskie emerytury, sam się taki nie stał. Tak został ukształtowany ponad 20 lat temu. Poprzez odejście od zasady zdefiniowanego świadczenia na rzecz zdefiniowanej składki, o ponad połowę zredukowano wysokość emerytur z ZUS, by stworzyć pole dla rozwoju emerytur prywatnych.
Zaplanowana wtedy redukcja emerytur z ZUS miała skłonić Polaków do korzystania z emerytur pochodzących z rynku finansowego. Temu celowi miało służyć ustanowienie OFE jako drugiego, obok ZUS, obowiązkowego filara emerytalnego, zarządzanego przez prywatne instytucje finansowe. W praktyce filar ten stał się przyczyną lawinowego narastania długu publicznego. Okazało się bowiem, że aby pokryć ubytek części składki, którą skierowano z ZUS do OFE, na wypłatę bieżących emerytur, kolejne rządy musiały zaciągać coraz większe pożyczki.
Zmiany w OFE dokonane w latach 2011-2014 istotnie zmniejszyły ciężar tego systemu dla finansów publicznych. Ostatecznie pozostało w nim około 2,5 mln osób, czyli około17 proc. obecnej liczby członków. Pozostali członkowie całą składkę emerytalną przekazują do ZUS. Z punktu widzenia przyszłych emerytów korzystne jest to, że w 2014 roku nastąpiło przeniesienie 51,5 proc. aktywów z OFE na subkonto w ZUS, gdzie odpowiadająca im równowartość została zapisana na indywidualnych subkontach osób ubezpieczonych. Niestety w OFE pozostawiono pozostałe aktywa, w tym należące do osób, które zrezygnowały z wpłacania składek do funduszy. Aktywa te są więc dalej narażone na ryzyko rynku finansowego i pomniejszane o opłaty pobierane przez firmy zarządzające funduszami.
Kto ponosi odpowiedzialność za wyniki funduszy emerytalnych?
JF: Czy ludzie zarządzający OFE, PPK, PPE, IKE, IKZE czy OIPE ponoszą odpowiedzialność za inwestowanie wpłacanych sumiennie składek?
LO: Nie, nie ponoszą. Całe ryzyko związane z tymi systemami spada na barki ich uczestników. Zwolennicy prywatnych emerytur forsowali argument, że konkurencja na rynku między podmiotami zarządzającymi funduszami emerytalnymi prowadzić będzie do tego, że podmioty te będą dążyć do uzyskania jak najlepszych wyników dla klientów. Tymczasem system emerytur rynkowych podlega takim samym, a czasem nawet znacznie większym patologiom, jakie występują na rynku finansowym.
Niewielkie zainteresowanie pracowników gromadzeniem oszczędności emerytalnych w ramach tych dobrowolnych systemów wynika ze stosunkowo niskich dochodów osiąganych przez większość pracowników oraz z ich niechęci do ponoszenia kosztów i ryzyka związanego z prywatnymi emeryturami.
Warto podkreślić, że nie udało się opracować i wdrożyć takiego systemu wykrywania i karania sprawców, który pozwoliłby skutecznie powstrzymać różne nadużycia w prywatnych systemach emerytalnych. Tu warto zauważyć, że w publicznym systemie emerytalnym praktycznie nie istnieją możliwości defraudacji pieniędzy emeryta przez urzędników, a wszystkie operacje są łatwe do skontrolowania przez odpowiednie instytucje.
Fundusze emerytalne inwestują, ale za opłatą
JF: Czy akcje i obligacje, w które inwestują fundusze emerytalne to rzeczywiście gwarancja zysku za 20 – 40 lat? Na czym zarabiają fundusze emerytalne?
LO: Akcje i obligacje, jako aktywa finansowe, nie tylko nie dają żadnej gwarancji zysku, ale inwestując w te papiery można ponieść znaczne straty. W czasie załamań na rynkach finansowych straty mogą być bardzo duże. Poza tym koszty zarządzania prywatnymi funduszami emerytalnymi mogą znacznie zmniejszyć oszczędności emerytalne.
Badania pokazują, że pobierane przez firmy zarządzające opłaty np. w wysokości 1,5 proc. aktywów mogą zmniejszyć nawet o 30 proc. końcową pulę pieniędzy dostępną na emeryturze, w porównaniu do sytuacji bez opłat. Skumulowany wpływ opłat może być tym większy, im wcześniej dana osoba przystąpi do danego funduszu. I tak np. jeśli ktoś staje się jego uczestnikiem w wieku 25 lat, a całą swoją pulę emerytalną wycofa w wieku 65 lat, opłaty roczne za pierwszą składkę zostaną zapłacone 40 razy, czyli tyle razy zostanie ona pomniejszona w trakcie kariery zawodowej.
JF: Co młodzi i starsi Polacy mają zrobić żeby rzeczywiście mieć oszczędności emerytalne? Czy wszyscy mamy kupować mieszkanie za mieszkaniem lub działki z myślą o emeryturze?
LO: Posiadanie oszczędności jest pożądane z wielu względów, w tym by finansować różne nieprzewidziane wydatki i realizować założone cele życiowe. Ale budowanie emerytury w oparciu o inwestowanie na rynku finansowym jest ryzykowne, gdyż aktywa finansowe nie są w stanie przechować bezpiecznie wartości przez kilka dziesięcioleci zarówno ze względu na inflację, jak i możliwe kryzysy finansowe, a także różne malwersacje instytucji zarządzających funduszami emerytalnymi.
Kupowanie mieszkań i działek to możliwość dostępna tylko dla nielicznych. Pozostaje zapewnienie dobrze funkcjonującego systemu emerytalnego.
JF: Czy obecny system emerytalny jest do zmiany?
LO: Polski system emerytalny powinien ewoluować w kierunku zwiększenia roli ZUS jako najbardziej bezpiecznego źródła dochodu na starość. Efektem przeprowadzonej w Polsce od 1999 roku prywatyzacji emerytur jest bowiem ograniczenie bezpieczeństwa finansowego obecnych i przyszłych emerytów. Już dziś wiadomo, że emerytury z systemów prywatnych mocno przyczynią się do wzrostu ubóstwa wśród najstarszych osób i wzrostu nierówności społecznych. Oznacza to, że w ostatecznym rozrachunku i tak państwo będzie odpowiedzialne za zapewnienie emerytom środków do życia, poniesie więc koszty utrzymywania systemu, z którego prywatne instytucje przez dziesiątki lat ciągnęły zyski, a który to system miał uniezależnić emerytury od państwa.
By publiczny system emerytalny mógł zapewnić bezpieczne emerytury potrzebne jest inwestowanie nie w spekulacje giełdowe, ale w realną gospodarkę, by mogła ona sprawnie i wydajnie funkcjonować. Potrzebne są rzeczywiste działania w celu zwiększenie wskaźnika dzietności, w tym poprzez ułatwienie zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych młodych rodzin, inwestycje w usługi publiczne, w tym w edukację i ochronę zdrowia. Ważne są także „dobre miejsca pracy”, czyli stabilne i wystarczająco dobrze płatne, płace są bowiem podstawą naliczania przyszłej emerytury z ZUS.
Wyraźna jest potrzeba wzmocnienia systemu publicznego i ograniczenia roli systemów kapitałowych, także poprzez zmniejszenie preferencji podatkowych i subsydiów publicznych, gdyż korzyści z nich przechwytywane były dotychczas przez najbogatszą część społeczeństwa oraz instytucje finansowe, w tym banki i firmy ubezpieczeniowe.
Doświadczenia wielu krajów pokazują, że publiczny system emerytalny, oparty na solidarności międzypokoleniowej – to najtańszy, najprostszy, najbardziej transparentny, podlegający demokratycznej kontroli, najbardziej sprawiedliwy system zapewniający dochody ludziom na starość. Systemy emerytur prywatnych tych warunków nie spełniają, pochłaniają natomiast ogromne prywatne i publiczne zasoby finansowe oferując instytucjom finansowym ogromne zyski, a zwykłym ludziom tylko kosztowne złudzenia.
Czytaj też:
Polacy oddychają długami. Gdzie mieszka najwięcej milionowych dłużników?