Polacy powoli znikają z mapy świata. Dzietność ma się coraz gorzej

Polacy powoli znikają z mapy świata. Dzietność ma się coraz gorzej

Dodano: 
Tata z dzieckiem
Tata z dzieckiem Źródło: Pixabay / Pexels
Dane demograficzne dotyczące Polski, są już nie tyle alarmujące, co krytyczne. Nie pomagają żadne programy socjalne.

Polacy nie chcą mieć dzieci. To niestety nie opinia, a fakt potwierdzony dany dotyczącymi naszej populacji, która konsekwentnie się zmniejsza. Jeżeli nie odwrócimy tego trendu, to zacznie nas ubywać coraz więcej i szybciej. O problemie z dzietnością wśród Polaków napisał forsal.pl.

Polska się kurczy się coraz szybciej

Depopulacja Polski przyspiesza — w ciągu ostatnich 12 miesięcy urodziło się 245,5 tys. dzieci, a zmarło 413,2 tys. osób, co oznacza spadek populacji o 167,7 tys. mieszkańców. To więcej, niż liczą takie miasta jak Bytom czy Zielona Góra. Główną przyczyną rosnącej liczby zgonów jest starzenie się pokolenia powojennego wyżu, a nie wzrost śmiertelności. Jednak prawdziwym problemem staje się struktura demograficzna — spada liczba dzieci i młodych, a rośnie liczba seniorów, co w przyszłości zwiększy obciążenia podatkowe i spowolni rozwój gospodarczy.

Dane pokazują też dramatyczny spadek liczby urodzeń. Od kwietnia 2024 do marca 2025 r. przyszło na świat zaledwie 245,5 tys. dzieci, podczas gdy jeszcze osiem lat temu rocznie rodziło się ich ponad 400 tys. Tylko w pierwszym kwartale 2025 r. liczba urodzeń spadła o 9,8 proc. rok do roku — w styczniu było to 21 tys. (-11 proc.), w lutym 18 tys. (-12,6 proc.), a w marcu 19 tys. (-5,5 proc).

Polska na szarym końcu świata pod względem dzietności

W 2024 r. dzietność w Polsce wyniosła około 1,12 dziecka na kobietę, a prognozy wskazują, że spadnie do 1,04, co będzie rekordowo niskim wynikiem. Jeśli obecne trendy się utrzymają, Polska wkrótce dołączy do wąskiej grupy państw ze wskaźnikiem poniżej 1,0, co świadczy o głębokim kryzysie demograficznym. Spadek liczby osób w wieku produkcyjnym oznacza coraz większe obciążenie finansów publicznych — gdyby dzietność z 1989 r. utrzymała się do 2007 r., dziś byłoby o 2,5 mln więcej pracujących.

Coraz większe problemy widać już w prognozach dla FUS i NFZ. Choć obecnie sytuację ratuje rosnąca aktywność zawodowa, wkrótce składki nie wystarczą na pokrycie wydatków, a brakujące środki będzie musiał zapewnić i tak zadłużony budżet państwa. Po dwóch miesiącach głębokich spadków liczby urodzeń marzec przyniósł nieco lepsze dane, ale to może być efekt przypadkowych wahań lub dopiero początkowy wpływ programu in vitro. Nawet jeśli okaże się on skuteczny, nie odwróci dramatycznych trendów — może je jedynie złagodzić.