Pakiet startowy w kapitalizm nie był zachęcający, ale za plecami Polacy mieli tylko ścianę. Kraj praktycznie zbankrutował. W 1989 roku inflacja sięgnęła 640 proc. rocznie – w takim niewyobrażalnym tempie rosły wtedy w Polsce ceny. Miesięcznie o 50 proc. W 1990 roku nie było wiele lepiej – wysokość inflacji to 240 proc. Sklepy stały puste, zakupy można było robić, ale za dolary. Latem 1989 roku dolar kosztował 3000 starych złotych zł, a jesienią już 14 000 starych zł. Średnia pensja wynosiła wtedy ok. 100 tys. zł, czyli ok. 7 dolarów. W grudniu kurs dolara trochę spadł – do 7000 starych zł. Przykładowe ceny z Pewexu w latach 80.:
- Chałwa waniliowa 400g – 1,30 USD
- Krem Nutella 400g – 1,95 USD
- Drażetki Tic-Tac – 0,25 USD
- Kawa Tchibo gold mocca 259 g – 1,65 USD
- Guma Donald (10 w opakowaniu) – 0,25 USD
- Salami 350 g – 1,90 USD
- Rodzynki i figi 500 g – 1 USD
- Czekolada Milka 85 g – 0,65 USD
- Baton Mars – 0,30 USD
- Wódka wyborowa 0,5 l – 0,95 USD
- Papierosy Lucky Strike – 0,35 USD
- Piwo Heineken puszka 0,33 l – 0,40 USD
- Coca Cola puszka 0,33 l – 0,35 USD
Jeżeli ktoś miał jakiekolwiek pieniądze i umiał liczyć, to ze względu na inflację w banku ich trzymać nie mógł, chociaż banki w Polsce zostały zwolnione z ograniczeń w ustalaniu stóp procentowych na kredyty i depozyty. Oprocentowanie kredytów podwyższono do 432 proc. Wprowadzono też sztywny kursu złotego do dolara – 9500 starych zł.
Bezpieczna Kasa Oszczędności
W takich okolicznościach w 1989 roku Lech Grobelny, który wcześniej handlował w całej Polsce obrazkami z Janem Pawłem II i miał punkty w których można było wywołać zdjęcia, otwiera w jednym z podwórek na ulicy Marszałkowskiej w Warszawie Bezpieczną Kasę Oszczędności, czyli parabank połączony z siecią kantorów. Obiecuje Polakom zyski rzędu 250 – 300 proc. na dwuletniej lokacie, które miały pochodzić z obrotu walutami. Przy inflacji 640 proc. rocznie brzmi rozsądnie?
10 tys. Polaków w najlepszej wierze wpłaciło do kasy Lecha Grobelnego 32 mld starych złotych (3,2 mln nowych zł). W 1990 roku nadszedł czas wypłaty Grobelny uciekł do Niemiec przed rozwścieczonymi klientami. – Takich biznesmenów jak będziemy mieli w przyszłości, to na pewno zginiemy. Albo się nauczymy rozumu – komentował w 1990 roku jeden z poszkodowanych na taśmach Polskiej Kroniki Filmowej. Po licznych bojach, syndyk wypłacił wierzycielom Bezpiecznej Kasy Oszczędności około 7 mld starych zł, czyli 700 tys. nowych złotych.
Po Grobelnym była jeszcze Prywatna Agencja Lokacyjna (PAL), która w 1989 roku oferowała po roku 75 proc. zysku, po dwóch latach 215 proc. a po 3 latach 300 proc.. PAL oszukała 2200 osób na kwotę 6 mln starych zł. Polacy zaufali też Galicyjskiemu Trustowi Kapitałowo Inwestycyjnemu. W latach 1991-1994 oferował lokaty z oprocentowaniem 54 proc. – 58 proc. w skali roku. 4 tys. „inwestorów” straciło ponad 26,6 mln zł starych złotych.
Czas piramid
Przeciętnemu Polakowi piramidy kojarzyły się co najwyżej z obrazkiem z Egiptu w szkolnym podręczniku. I z niczym więcej. Nazwa „piramida finansowa” pojawiła się w potocznym języku jak już było po wszystkim. To znaczy po Skyline, Flexworld, Rentier D.K., Titan czy Intrerbrok.
Jak Polacy w latach 90. mogli rozpoznać piramidę finansową? Nie mogli i do dziś jest to trudne. Mechanizm stał się jasny dopiero kiedy przyszło liczyć straty. Na czym polega piramida finansowa? Zysk każdego uczestnika piramidy jest uzależniony od wpłat innych osób zajmujących niższe miejsca w takiej strukturze. Ponieważ uczestnicy piramidy aby odzyskać włożone przez siebie pieniądze muszą werbować nowych klientów na rzecz założyciela piramidy, stąd też piramida wcześniej czy później musi upaść, ponieważ w pewnym momencie liczba uczestników musiałaby przekroczyć stan ludności świata.
Skyline zachęciło do uczestnictwa 11 tys. osób (stracili ok. 10 mln starych zł), Flexworld dwa tysiące osób (około 11 mln starych zł), Rentier D.K. również dwa tysiące osób (6 mln starych zł strat), w Titan zainwestowało 610 tys. Polaków. Interbrok zdołał naciągnąć 600 osób na łączną kwotę ponad 260 mln zł.
W 1997 roku CBOS przepytał Polaków z wiedzy na temat finansowych piramid. Z badania jasno wynika, że w tego rodzaju przedsięwzięciach w latach 90. brało udział około 4 proc. ogółu polskiego społeczeństwa, a więc ponad milion dorosłych Polaków. Zdecydowana większość (83 proc.) określiła działalność piramid jako oszustwo. Wśród pozostałych osób przeważyła opinia, że jest to raczej gra (9 proc.), niż poważna inwestycja finansowa (4 proc.).
System argentyński niczego nie obiecuje
Ci co nie skusili się na piramidy, zapewne wpadli w sidła systemu argentyńskiego inaczej zwanym konsorcyjnym. Świat miał do czynienia z taką konstrukcją finansową od XV wieku. Grupa osób (przeważnie od 100 do 300 osób) organizowała się w celu samofinansowania zakupu towarów przez członków tych grup. W Polsce można było w ten sposób „zainwestować” na przykład w samochód lub mieszkanie. Członkowie grupy co miesiąc płacili ustalone raty. O kolejności otrzymania towaru decydować mógł staż w grupie, suma wpłaconego kapitału albo losowanie.
W ten sposób do pewnej części członków grupy towar nigdy nie trafiał, ponieważ obciążony wcześniejszymi wypłatami, a także kosztami administracyjnymi portfel konsorcjum nie starczał na sfinansowanie wszystkich uczestników. Z systemu nie można się było również wycofać bez poważnych finansowych strat. Polska zabroniła działalności w systemie argentyńskim w 2004 roku.
System argentyński rozwinął się w latach 70. i 80. w krajach Ameryki Południowej i Środkowej. Przy ogromnej inflacji, wysokich stopach procentowych, i przy trudnościach w dostępie do kredytów bankowych, uczestnictwo w konsorcjum było dla większości mieszkańców tych krajów jedyną szansą na zakup droższych dóbr.
Bagaż wiedzy na przyszłość
Wydawać by się mogło, że Polacy w trybie pilnym nauczyli się w latach 90. na własnych błędach co to jest kapitalizm. Nic bardziej błędnego. W kolejnych latach inwestowali pieniądze w Finroyal (1,7 tys. poszkodowanych osób na około 100 mln zł), w Amber Gold (11 tys. osób oszukanych na 851 mln zł), czy w Get Back (10 tys. osób i 178 instytucji na około 2,5 mld zł).
Co z tego warto zapamiętać?
- Nieufność wobec gwarancji bardzo wysokiego zwrotu z inwestycji (bardzo często bez ryzyka) – w Polsce system gwarantowania depozytów obejmuje tylko klientów banków i spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych.
- Obietnica zysku ponad 10 proc. zwykle zapowiada problemy.
- Brak lub trudności w dotarciu do podstawowych informacji: adres siedziby, numer KRS, historia firmy, skład zarządu i rady nadzorczej, sprawozdania finansowe, wysokość kapitału zakładowego, zezwolenie Komisji Nadzoru Finansowego na działanie, itd.
- Uwaga na programy partnerskie i premiowe, zachęcające do namówienia jak największej liczby znajomych do zainwestowania w dany produkt finansowy.
- Niezrozumiały mechanizm generowania wysokiej stopy zwrotu i wyjścia z inwestycji jest znakiem ostrzegawczym. Jeśli nie rozumie się na czym dokładnie polega inwestycja nie powinno się w nią wchodzić.